Erystyczna pogoda

Znikłam. Ale jestem. Jakoś.

 W to piękne, iście cudowne lato, gdy słońce nie daje sobie taryfy ulgowej (a więc przy okazji całemu Układowi Słonecznemu), próbuję przetrwać, żeby nie wyzionąć ducha. Może i miejscami przesadzam, ale lato jest moją drugą najmniej lubianą porą roku. Owszem, ma swoje uroki (chociażby pływanie kajakami), wszystko raczej ma, ale trudno się nimi cieszyć, kiedy wtapiasz się w asfalt i tylko marzysz, żeby się przytulić do zimnych kafelków.

Wbrew opinii niektórych nie jestem gadem, który czerpie ze słońca jak najwięcej i wygrzewa się na nim, ile tylko może. Wygrzewam się tylko wtedy, gdy jestem mokra.

Latem bardzo mocno doceniam okna pomieszczeń wychodzące na wschód, tak że słońce zagląda w nie jedynie rankiem, a potem mu przechodzi i idzie w inną stronę, prażąc wszystkie te miejsca z oknami skierowanymi na zachód. Jeśli tylko mogę, staram się nie wyściubiać nosa na zewnątrz przed 19 albo ograniczać sobie tę przyjemność. Równie mocno doceniam sandałki, dzięki którym stopy trzymają mniej ciepła, co pozwala się aż tak nie przegrzewać. Chociaż brak krytego obuwia to niestety zdecydowanie za mało.

Szukam sposobów na przetrwanie lata w mieście bez perspektywy letnich wojaży. Brakuje mi jednak wypadów nad morze. Był to kiedyś stały repertuar, a jak trochę się uniezależniłam, coś poszło nie tak i liczba takich wyjazdów spadła. Ostatnią taką wycieczkę wspominam dość zimno (w taką pogodę nie chcę robić czegokolwiek na ciepło). Zimno, bo chodzenie brzegiem morza i brodzenie w nim to wspaniałe uczucie, nie wspominając o widoku wody sięgającej po horyzont i refleksji, że gdzieś tam daleko też jest ląd i ludzie tacy jak tutaj. Dość, bo chwilę przed wyjazdem zorientowałam się, że zamiast zarezerwować nocleg w Ustce, zarezerwowałam w miejscu, które nawet nie nazywało się Ustką. A dochodzenie dokądkolwiek w ponad 30 stopniach ze słońcem chcącym spalić wszystko nie należy do rozrywek, które lubię praktykować.

Ponieważ nie mieszczę się w lodówce ani zamrażarce, zachodzę w głowę, jak można się przyjemnie schłodzić w czterech kątach. Gdybyście mieli propozycje, chętnie wszystko przygarnę i ozięble podziękuję!

Czekam też na moment, kiedy nastąpi przyjemne lato, czyli takie z optymalną pogodą, powiedzmy gdzieś w okolicach 21–25 stopni, kiedy jest ciepło, można wyjść lekko ubranym, a nie bać się, że po drodze można się rozpłynąć, kiedy czuje się komfort, a nie chłód czy skwar. To samo dotyczy drugiej strony – kiedy temperatura nagle spada do parunastu stopni i z nieba zamiast żaru leje się deszcz, wskaźnik smutku sięga podobnie wysoko. Szczególnie kiedy trafi się na maksymalną ulewę, a potem wsiądzie do kriokomory, to znaczy do tramwaju. Całe szczęście po półtora dnia gorączki wszystko wróciło do normy. Ewentualnie można mieć do wyboru autobus ze śródziemnomorską klimatyzacją, która nie domaga w kraju nieśródziemnomorskim. Dlaczego nie może być czegoś po środku, tylko mamy albo zimno, albo gorąco?

Pogoda chyba zdaje się dostosować do klimatu człowieka. Od skrajności w skrajność, albo tak, albo tak. Czarne lub białe, lewo lub prawo, morze lub góry, buchająca płomieniami miłość lub cisnąca gromami nienawiść, Nikon lub Canon, pies lub kot. Przykładów można mnożyć. Z jakiegoś powodu lubimy skrajności i pokazujemy to szczególnie często, prowadząc ożywione dyskusje. Te swoją drogą też często nie potrafią zachować temperatury pokojowej i kumulują emocje niczym cumulonimbusy swoich mniejszych braci nimbusów. Nie może być tak, że ma się trochę racji albo z kimś się trochę zgadzamy, albo moja prawda jest najprawdziwsza, albo nie nazywam się Janusz!
019
Most do porozumienia właśnie odjechał.

Kiedy wymiana argumentów nie idzie po czyjejś myśli, a jego uczucia coraz mocniej się gotują, przestaje chodzić o dojście do porozumienia, a pokazanie, jak ktoś bardzo się myli. Wtedy bardzo, ale to bardzo często, także nieświadomie, używamy argumentu z zupełnie przeciwnego bieguna, który ma mniej więcej tyle sensu co moje słowa.

-Ale słuchaj, ta pani nie chce od nas pieniędzy, prosi tylko o kupienie czegoś do jedzenia.
-Jak tak bardzo chcesz jej pomóc, to może w ogóle otwórz organizację charytatywną i rozdaj wszystkie pieniądze potrzebującym?

-Uważam, że w tym, co powiedział Marek, było wiele prawdy.
-Skoro tak bardzo się z nim zgadzasz, to z nim się umawiaj, a nie ze mną, jak się ze mną nie zgadzasz.

-Mamo, naprawdę nie mam siły zjeść tego ziemniaka.
-No przewraca mu się w głowie! Zupełnie nie docenia tego, co dla niego robię! Nie smakuje mu moje jedzenie, niech sam sobie gotuje!

 A potem dziwimy się, że po takich odpowiedziach dyskusja dobiega końca, rozmowa wchodzi na poziom osobisty, porozumienie się chyli się ku upadkowi i klops. Kończy się na dąsach, narzekaniu, atmosfera staje się bardzo nieprzyjemna, wręcz nie do wytrzymania. Jak upał. Wszyscy się gotują w sobie, aż złość z nich kipi.

 A tymczasem mało kto myje się w gorącej wodzie, bo może zrobić sobie krzywdę. Podobnie mało kto myje się w lodowatej wodzie – będzie krzyczał i piszczał, zanim uda mu się przemóc pod taki prysznic wskoczyć (jeśli w ogóle). Wybieramy wodę ciepłą, letnią, chłodną, ponieważ nic nam przy takiej się nie stanie, a kąpiel okaże się komfortową. Wybierajmy więc coś pomiędzy także w innych obszarach życia.

 A lato niech też będzie letnie.

Marsu

Dodaj komentarz